W krwistej, zmysłowej i pełnej akcji kontynuacji bestsellerowego Domu Ziemi i Krwi, Sarah J. Maas snuje porywającą opowieść o świecie bliskim eksplozji i jego mieszkańcach, którzy zrobią wszystko, aby go ocalić.
Bryce Quinlan i Hunt Athalar próbują wrócić do normalności, Bohaterowie, którzy uratowali Księżycowe Miasto, są zmęczeni. Po dramatycznych przeżyciach marzą o normalnym życiu. Pragną zwolnić tempo. Pomyśleć o sobie. O przyszłości.
Asteri do tej pory dotrzymywali słowa, zostawiając oboje w spokoju. Jednak w miarę jak narasta bunt przeciwko Asteri, władcy wzmagają represje. Kiedy Bryce, Hunt i ich przyjaciele zostają wciągnięci w plany rebeliantów, stają przed wyborem: milczeć, gdy inni są uciskani albo walczyć o to, co słuszne. Pokorne milczenie nigdy nie było ich specjalnością…
Biogram autorki
Sarah J. Maas zaczęła pisać swoją pierwszą powieść, Szklany tron, w wieku szesnastu lat. Po napisaniu kilku rozdziałów historii na FictionPress.com okazało się, że jej praca jest jedną z najpopularniejszych. Wykasowała ją, mając zamiar spróbować wydać swoją powieść. Jej debiut opiera się na baśni o Kopciuszku. Maas zadała sobie pytania: co by było, gdyby Kopciuszek był zabójcą, a nie sługą? Co, gdyby nie uczestniczyła w balu aby spotkać księcia, a po to, by go zabić?
W 2008 autorka zaczęła wysyłać swoją historię do agentów, którego znalazła w 2009. Szklany tron trafił do wydawnictwa Bloomsbury w marcu 2010, które następnie wykupiło prawa do dwóch kolejnych książek z serii. Historia trafiła do piętnastu krajów i została przetłumaczona na dwadzieścia trzy języki Zostały także opublikowane nowelki, których akcja dzieje się dwa lata przez pierwszym tomem. Drugi tom serii, Korona w mroku, została uznana za bestseller New York Timesa. W 2015 ogłosiła, że Mark Gordon Company wykupiła prawa do telewizyjnej ekranizacji Szklanego tronu. Ostatnia część serii została wydana w 2018 r.
Dwór cierni i róż, druga z serii Maas, jest luźno oparta na Pięknej i Bestii. Początek historii został napisany w 2009, ale nie został opublikowany do 2015. Pojawiają się informacje, że ma również pojawić się jej ekranizacja.
„Księżycowe Miasto” to jej pierwsza seria fantasy dla dorosłych. (Wikipedia)
Fragment
Księżycowe Miasto
Dom Nieba i Oddechu
Część 1, Rozdział 1
Sofie przeżyła dwa tygodnie w obozie śmierci w Kavalli.
Dwa tygodnie, a jednak wartownicy – wilkozłaki nie zdążyli jej wytropić. Wszystko szło zgodnie z planem. Fetor bydlęcego wagonu, w którym musiała się tłoczyć dzień po dniu, przeniknął ją do szpiku kości. I trwał, kiedy kazali im wysiąść i maszerować pomiędzy ceglanymi barakami obozu – tego nowego Hel, które było tylko pomniejszonym modelem piekła, jakie szykowali im Asteri, gdyby wojna miała dalej trwać.
Wystarczyły dwa tygodnie, aby fetor stał się jej własną wonią, mylącą czułe nosy wilkozłaków. Tego ranka stała zaledwie parę kroków od strażnika pilnującego kolejki więźniów do śniadania i nawet nie spojrzał w jej kierunku.
Taki mały sukces. Każdy plus się liczył w tej sytuacji.
Połowa baz buntowników Ophionu upadła. Wkrótce ten los spotka kolejne. Ale dla niej istniały teraz tylko dwa miejsca – obóz oraz port w Servaście, jej dzisiejszy cel. Samotnie,
nawet pieszo, doszłaby tam bez wysiłku. Pozwalała jej na to rzadka cecha, polegająca na zdolności płynnego przechodzenia od człowieka do Wana. Do tego była jednym z niewielu ludzi, którzy zaliczyli Skok.
Po przejściu rytuału właściwie dołączyła do Wanów, co gwarantowało długie życie oraz inne korzyści, jakich nie mogło jej dać dziedzictwo człowieczej rodziny. Nie pomyślałaby o takim kroku, gdyby nie zachęta rodziców. Przekonali ją, że zdolność uzdrawiania się, jaką uzyska po Skoku, stanie się dodatkową obroną przed światem zaprogramowanym na zniszczenie jej gatunku. Zrobiła to w tajemnicy, w nielegalnym, głęboko zakamuflowanym centrum Skoku, a jej Kotwicą był lubieżny satyr. Jako zwyczajową zapłatę za rytuał musiała oddać energię brzasku. Od tego czasu przez lata uczyła się nosić swoje człowieczeństwo jak płaszcz, którym można się osłonić. Ale nigdy naprawdę nie będzie Wanem. Nie w sercu. Nie w duszy.
Lecz nie dzisiaj… Dzisiaj Sofie nie miała nic przeciwko obudzeniu w sobie bestii.
Podróż nie zapowiadała się łatwo, zważywszy na kilkanaście drobnych postaci przyczajonych za nią w błocie, przed płotem z drutu kolczastego.
Pięciu chłopców i sześć dziewczynek skupiło się wokół jej trzynastoletniego brata, który stał czujnie wyprostowany, niczym pasterz strzegący stada.
Dzieci o ziemistej skórze były wychudzone. Zbyt wielkie oczy patrzyły z wymizerowanych twarzy. Nie dostrzegała w nich nadziei.
Sofie nie potrzebowała wysłuchiwać ich historii. Sama miała podobną: ich zbuntowani ludzcy rodzice zostali
uwięzieni albo sprzedani w niewolę. W jej przypadku była to druga opcja.
Dotąd miała więcej szczęścia niż rozumu. Wilkozłaki nie potrafiły jej wyczuć, ale to mogło się zmienić w każdej chwili. Przed trzema laty zasiedziała się do późna z przyjaciółmi w uniwersyteckiej bibliotece. Wracając do domu po północy, z daleka dostrzegła wybite okna i wyważone drzwi. Na ścianie ich skromnego domku na przedmieściach namazano sprayem – REBELIANCKIE ŚCIERWA. Rzuciła się do ucieczki, błogosławiąc boginię Urd, bo wilcza straż, warująca przed wejściem, jej nie dostrzegła.
Z czasem udało się jej ustalić, że rodzice nie żyją, zamęczeni na torturach przez jeleniołaczkę lub elitarny szwadron jej wilczych inkwizytorów. Prowadząc miesiącami kwerendę w obrębie Ophionu, zdołała także się dowiedzieć, że jej dziadkowie zostali zesłani do obozu Bracchus na północy i tam rozstrzelano ich wraz z innymi starszymi ludźmi, a ciała zgniły w zbiorowej mogile.
Jej brat zaś… Dopiero teraz się dowiedziała, jaki los spotkał Emile’a. Latami współpracowała z buntownikami Ophionu w zamian za jakiekolwiek strzępy informacji o nim i o reszcie rodziny. Nie chciała pamiętać, co robiła, by zdobyć tę wiedzę. Szpiegowanie i zabijanie na zlecenie Ophionu – te rzeczy ciążyły jej na sumieniu niczym płaszcz z ołowiu.
Aż wreszcie Ophion uznał, że zasłużyła się na tyle, by jej ujawnić, że Emile trafił do obozu w Kavalli i jakimś cudem nadal żyje. To dużo, ale kolejnym zadaniem było przekonać dowództwo, żeby pozwolono jej go uratować.
Nic by z tego nie wyszło, gdyby nie pomoc Pippy. Dowództwo ufało swojej wiernej i dzielnej bojowniczce, dowódczyni
elitarnego oddziału Łuna. Sofie była dla nich cenna zwłaszcza teraz, kiedy szeregi rebeliantów zostały mocno przerzedzone. Choć to jej niekompletne człowieczeństwo… Znała swoją wartość, lecz krew Wanów w jej żyłach sprawiała, że nigdy całkiem jej nie zaufano. Dlatego Sofie czasami potrzebowała Pippy – akcje Łuny pod dowództwem Pippy potrzebowały zaś mocy Sofie.
Rebeliantka nie pomagała jej z czystej sympatii. Sofie była przekonana, że w partyzanckiej siatce Ophionu nie ma miejsca na przyjaźń. Jednak Pippa była oportunistką i wiedziała, że jeśli ta skomplikowana operacja się uda i powróci w triumfie, dowództwo spojrzy na nią jeszcze łaskawszym okiem.
W tydzień po tym, jak plan został zaaprobowany, trzy lata po aresztowaniu jej rodziny, Sofie dostała się do Kavalli.
Zaczekała, aż pojawi się patrol wilkozłaków i wyszła prosto na nich, niecałą milę od obozu. Od razu znaleźli zaszyte w jej płaszczu podrobione papiery rebeliantów. Nie mieli natomiast pojęcia, że Sofie ma ukryte w głowie informacje, które mogą zapoczątkować finalną fazę walk przeciwko Asteri.
Cios mogący zakończyć wojnę.
Ophion za późno się zorientował, że przed wyruszeniem do Kavalli Sofie wreszcie wypełniła misję, do której przygotowywała się przez całe lata. Zanim nawiązała z nimi współpracę, zadbała, aby Ophion i Pippa byli świadomi, jaką wiedzę posiadła. To dawało jej pewność, że nie wycofają się z obietnicy wyciągnięcia jej i Emile’a z obozu. Wiedziała, że słono zapłaci za trzymanie informacji w sekrecie i wykorzystanie ich jako swoistego zabezpieczenia.
Ale o to będzie się martwić później.
Wilczy patrol przesłuchiwał ją przez dwa dni. Potem wrzucono ją wraz z innymi do bydlęcego wagonu. Byli przekonani, że mają do czynienia z przygłupią dziewczyną rodzaju ludzkiego, wykorzystaną przez kochasia, który podrzucił jej trefne papiery.
W życiu by nie przypuszczała, że przyda się jej fakultet z aktorstwa. Kiedy miała wyrywane paznokcie, w kółko powtarzała w myślach słowa ulubionego wykładowcy doceniającego jej aktorski talent. I zeznawała, grając rolę życia.
Zastanawiała się, czy dowództwo Ophionu zorientuje się, że prowadzi z nimi grę, wykorzystując swoje zdolności aktorskie.
Ale to też nie było ważne, przynajmniej na razie. Tego dnia liczył się tylko desperacki plan, który miała wprowadzić w życie. Jeśli nie zostanie zdradzona, jeśli dowództwo nie domyśli się prawdy, dwadzieścia mil dalej będzie czekała łódź, którą dostaną się na Pangerę. Sofie ogarnęła spojrzeniem gromadkę dzieci, modląc się w duchu, żeby pomieściło się w niej więcej niż trzech pasażerów, o których początkowo mówiła.
Przez pierwsze półtora tygodnia w obozie wypatrywała brata na wielkim terenie. Aż wreszcie, parę dni temu, dojrzała go w kolejce po posiłek. Udała, że się potknęła, by ukryć szok, radość i smutek.
Tak wyrósł. Był wyższy niż ojciec. Wydawał się złożony z chudych członków i kości – okrutna karykatura zdrowego, wyrośniętego trzynastolatka, którym powinien być. I tylko twarz… ciągle jeszcze dziecinna, tak jak ją zapamiętała, choć dało się w niej wypatrzyć pierwsze oznaki męskiej dojrzałości.
Jeszcze tego samego dnia wyczaiła moment, żeby wślizgnąć się do jego baraku. Pomimo trzyletniej rozłąki i niezliczonych nieszczęść, które ich dotknęły, brat od razu rozpoznał siostrę. Nie była w stanie mu odmówić, kiedy zaczął błagać, aby wraz z nim zabrała resztę dzieci.
I teraz za jej plecami przyczaiła się cała dwunastka.
Lada chwila syreny mogły zawyć na alarm. Zdążyła się już nauczyć tych sygnałów, bo każdy oznaczał coś innego – pobudkę, posiłek, naloty kontrolne.
Przenikliwy krzyk ptaka przeszył nisko ścielącą się mgłę. Czysto, można iść.
Dziękując w myślach kapłanowi słońca i bogu, któremu służył, Sofie wyciągnęła zmaltretowaną dłoń w kierunku drutów pod napięciem. Nie patrzyła na opuchnięte palce bez paznokci; nie zważała, że są sztywne i pozbawione czucia. Dotknęła drutów i uderzył w nią prąd.
Energia przeniknęła ją, weszła w nią i stała się nią. Dała sobą kierować wedle życzenia.
Jednak myśl i energia ogrodzenia znów skierowała się na zewnątrz. Czubki palców iskrzyły, kiedy Sofie zacisnęła je na ogrodzeniu. Metal pod jej ręką rozpalił się do barwy pomarańczowej, a potem czerwonej.
Ustawiła dłoń kantem i nacisnęła, a jej powierzchnia była tak rozpalona, że cięła metal i druty jak masło. Za jej plecami Emile upominał dzieci, żeby nie krzyczały, ale usłyszała, jak jeden z chłopców szepcze: „Czarownica”.