fbpx
piątek, 29 marca 2024

Agnieszka Dydycz, autorka powieści „Dzisiaj należy do mnie”, w inspirującej rozmowie o swoich pisarskich rytuałach i filozofii życiowej.

Jak wygląda Pani proces twórczy? Proszę nam coś zdradzić o swoich pisarskich rytuałach.

Bardzo dziękuję za to pytanie. Dla mnie jest ono szczególne ważne, bo pisarzem zostałam z wyboru, kilka lat temu. Przedtem, to znaczy przez większość mojego życia zawodowego, pracowałam w globalnym banku. A tam rytuały są zupełnie inne. Zadania do realizacji „na wczoraj”, poważne narady i ważne rozmowy, zwykle na tematy narzucone z góry. Także takie, na które ochoty nie mamy… Dlatego dzisiaj cieszę się tym, że mogę wybierać. Dzisiaj ja decyduję o tym, z kim chcę porozmawiać, o czym chcę pisać, a także o tym, który z moich bohaterów stanie mi się najbliższy, który będzie wszystkich denerwował, a którego powinniśmy polubić.

Tak, wolność jest teraz dla mnie najważniejsza i chyba właśnie dlatego stała się jednym z moich rytuałów. Piszę, bo chcę i mam o czym. Ale uwielbiam też takie dni, w których nie piszę książek, a prowadzę szkolenia. Szczególnie lubię swoje autorskie warsztaty rozwojowe pt. „Marzenia z terminem ważności”, od których zresztą wziął się pomysł na tytuł mojej poprzedniej powieści. Podczas warsztatów podpowiadam, jak sprawdzać, czy nasze marzenia są jeszcze aktualne, jak się sobą zaopiekować i odnaleźć siebie w sobie oraz jak odszukać to, co daje nam szczęście. Nam, nie komuś innemu… Bardzo lubię spotkania zarówno te szkoleniowe, jak i autorskie, gdyż są cudowną okazją, aby porozmawiać z ludźmi, poznać się, zainspirować, zrozumieć różne punkty widzenia i wymieniać się doświadczeniami. Ja oczywiście cały czas notuję i to jest chyba mój kolejny pisarski rytuał.  Nieustannie zapisuję swoje myśli, wrażenia, a także różne opowieści, którymi dzielą się ze mną inni. To właśnie te inspiracje układają mi się z czasem w całość, w konkretną historię, którą opowiadam potem czytelnikom w kolejnej książce.

A notuję i piszę dosłownie wszędzie! W laptopie, w telefonie, ołówkiem na luźnych kartkach, długopisem na serwetkach i paragonach, a także w zeszytach i notatnikach, których mam w domu co najmniej dziesięć. Rodzina i znajomi już się do tego przyzwyczaili, że zawsze mam pod ręką coś do pisania, a mój syn pyta mnie wtedy: „Zapisałaś?”. „Zapisałam”, odpowiadam uroczyście. Dzisiaj również, podczas naszej przemiłej rozmowy, zapiszę sobie kilka ciekawych myśli, a szczególnie Pani pytanie o rytuały. Może się kiedyś przydadzą…

Jaka myśl przewodnia towarzyszy Pani na co dzień?

Dzisiaj należy do mnie. To nie przypadek, że moja ostatnia powieść nosi właśnie taki tytuł. Sama zrozumiałam to dopiero kilka lat temu i nie ma dnia, żeby mnie to nie cieszyło. Podobno lepiej późno niż wcale, więc teraz jestem dowodem na to, że w każdym wieku można się zmienić i nauczyć się żyć szczęśliwie. Cieszyć się tym, co mamy, i doceniać tych, którzy są obok nas. Jednak żeby to było możliwe, trzeba się najpierw zatrzymać, czasem nawet na siłę i wbrew sobie. Zadać sobie kilka pytań i szczerze na nie odpowiedzieć.

Nie musimy szukać daleko. Warto się odważyć i zacząć żyć naprawdę, teraz, a nie tylko w marzeniach. Moja definicja szczęścia to satysfakcjonujące życie dzisiaj. Nie odkładanie szczęścia na później i odmawianie sobie prawa do radości na co dzień, bo wydaje nam się, że dopiero wtedy, gdy wreszcie spełnią się nasze pragnienia, w magiczny sposób przeniesiemy się do krainy szczęścia… To tak nie działa, a przynajmniej nie zawsze. Dobrze jest więc marzyć, lecz warto też czasem się odważyć i zacząć robić to, na co właśnie mamy ochotę. I nie chodzi o drastyczne zmiany, typu rzucam pracę, zrzucam szpilki i wbiegam zimą na Mount Everest, ale o rzeczy, które są tuż obok nas, na wyciągnięcie ręki, ale z jakichś powodów boimy się po nie sięgnąć. Albo tak szybko biegniemy do wyznaczonego sobie wcześniej celu, że tracimy z oczu wszystko to, co dzieje się dookoła nas! Odważmy się więc, zauważmy życie obok nas, uśmiechnijmy i porozmawiajmy z drugim człowiekiem, bez czekania, aż on czy ona wykona pierwszy krok. Zróbmy to sami, a przynajmniej spróbujmy, a potem zacznijmy żyć tak, jak my chcemy. Niekoniecznie tak, jak nasze szczęście wyobrażają sobie inni…

Tworzy Pani powieści obyczajowe, które zachwycają czytelniczki praktycznie w każdym wieku. A po jakie książki sięga Pani prywatnie?

Przyznam się, że uwielbiam czytać! Gdybym miała wymienić pięć czynności, które są mi niezbędne do życia, czytanie byłoby jedną z nich. Najczęściej czytam opowieści o nas, o ludziach. Lubię wiedzieć, co nami rządzi i co nas motywuje. Jestem właśnie w połowie wspaniałej książki o homo sapiens, o prostej biologii, która z czasem zaczęła tworzyć historię ludzkości. Imperia, religie, społeczeństwa – fascynujące! Lubię też czytać biografie i książki historyczne. Myślę, że to właśnie ich lektura zainspirowała mnie, aby w ostatniej powieści oprócz Kamy pojawiły się także trzy postaci z przeszłości: dwie kobiety i jeden mężczyzna. Dzieliły ich od siebie całe epoki, ale wszyscy oni żyli w czasach o wiele trudniejszych niż nasze i nie mieli tylu możliwości wyboru, co my teraz. A jednak dali sobie radę, pokonali zarówno swoje słabości, jak i przeciwności losu. Ich historie naprawdę motywują, a ja chciałam w ten sposób pomóc nie tylko mojej głównej bohaterce, ale i nam, czytelnikom. Przypomnieć, że niezależnie od tego w jakich czasach przyszło się nam urodzić, jakiego jesteśmy stanu czy płci, zawsze warto jest walczyć o to, co dla nas ważne. Odszukać swoje własne miejsce na ziemi, bezpieczną przestrzeń, w której będziemy czuć się sobą, w której będą przy nas życzliwe nam osoby.

Rozważała Pani kiedykolwiek porzucenie literatury obyczajowej na przykład na rzecz kryminałów? Chciałaby Pani spróbować czegoś nowego czy raczej woli poruszać się po dobrze znanym terenie? Pani biogram pokazuje, że nie boi się Pani zmian.

Od jakiegoś czasu staram się nie zarzekać, że „nigdy” albo że „zawsze”. Odpowiem więc tak: na razie nie planuję pisania kryminałów. Wydaje mi się, że kosztowałoby mnie to zbyt wiele energii. I negatywnych emocji. Musiałabym przecież opisywać tematy okrutne i złe, które niczemu ani nikomu nie służą. A ja lubię pisanie, z którego wynika coś dobrego, pozytywnego, z czego można potem skorzystać w swoim prawdziwym życiu. Dla jednego będzie to inspiracja, dla drugiego – zachęta, a dla innych pociecha albo dowód na to, że warto spróbować raz jeszcze. Bo skoro moim ulubionym bohaterom się udało, mnie również się uda! W kryminałach główny wątek obraca się zwykle wokół zbrodni, która już została popełniona, więc jedyne, co nam pozostaje, to wykrycie sprawcy. Ewentualnie możemy zapobiec kolejnemu przestępstwu i to wszystko, co można zdziałać w tym temacie. Wolę więc pisać o ludziach, którzy nawet jeśli popełniają błędy, zawsze potem biorą sprawy w swoje ręce i zmieniają życie na lepsze. Nie unikam jednak wątków sensacyjnych i w każdej mojej opowieści znajdziemy smaczek o zupełnie innym charakterze. Potrzebuję tego, żeby przełamać pewien stereotyp powieści obyczajowej, a także, żeby pokazać, że chociaż nie zawsze mamy wpływ, na to, co dzieje się wokół nas, to my i tylko my, decydujemy jak się wtedy zachowamy. Na razie więc pozostanę przy pisaniu opowieści „ku pokrzepieniu serc”, a co będzie kiedyś – zobaczymy.

Pani ostatnia powieść, czyli „Dzisiaj należy do mnie” opowiada o determinacji w poszukiwaniu własnej drogi do szczęścia. Czym ono jest dla Pani?

Moja definicja szczęścia jest bardzo prosta: szczęście oznacza wszystko to, co daje nam radość i zadowolenie. Teraz, w miejscu, w którym jesteśmy, w sposób ciągły. Coś, co powoduje, że budzimy się rano z radością, a wieczorem zasypiamy bez lęku. Ważne, żeby pamiętać, że dla każdego z nas może to być coś zupełnie innego. Dla jednych będzie to sukces w pracy, dla innych święty spokój i pielenie chwastów we własnym ogródku, opłynięcie kuli ziemskiej  czy  ugotowanie pysznego obiadu dla całej rodziny. Kluczem jest odkrycie tego, co ważne jest dla nas. A wtedy cała nasza determinacja powinna polegać na tym, abyśmy nie dali się zwieść i wmówić sobie, że powinniśmy wybrać coś innego, że to, co wybraliśmy dla siebie jest za słabe, za mało ambitne… Myślę, że każdemu z nas zdarzyło się przynajmniej raz, że daliśmy się zauroczyć cudzym opowieściom i niepostrzeżenie zaczęliśmy żyć cudzym życiem, spełniać cudze marzenia. Dobrze, jeśli nam się to spodobało, ale gorzej, jeśli nie. A już najgorzej byłoby się ocknąć po latach i stwierdzić, że przecież nie tego chcieliśmy dla siebie! Dlatego brońmy swoich granic i swoich marzeń, tak jak robi to Kama w „Dzisiaj należy do mnie”. Jej życie łatwe nie było, ale ona nigdy się poddała. Teraz już wie, jak być szczęśliwą i dlatego opowiada nam swoją historię. Warto jej wysłuchać, a potem przeżyć swoje życie. Po swojemu.

agnieszka dydycz

Podczas lektury Pani książek towarzyszy nam cały wachlarz emocji. Wzruszają, bawią, a także uczą. O jakich emocjach pisze się Pani najtrudniej?

Najtrudniej i najłatwiej zarazem mówimy o emocjach, które znamy i których sami kiedyś doświadczyliśmy. Najtrudniej, bo przeżywamy je po raz kolejny, a przecież nie zawsze były one przyjemne. A najłatwiej, bo już wiemy, „jak to działa”, potrafimy opisać różne etapy danej  emocji i co ona z nami robi. Wydaje mi się, że potrafię te stany dobrze odwzorować, bo często czytelnicy dziękują mi za to, że tak dobrze opisałam sytuacje i emocje, które sami kiedyś przeżyli. Jestem także pytana o wątki autobiograficzne w moich powieściach. Szczególnie pytają o to czytelnicy po lekturze mojej ostatniej książki, która została napisana w formie wspomnień, a do tego w pierwszej osobie. Kama opowiada nam o całym swoim życiu, więc wiele osób intryguje, czy to jest moja autobiografia. Nie, Kama to nie  ja, aczkolwiek opisałam w tej książce kilka sytuacji i zdarzeń, które mi się kiedyś przydarzyły. Na przykład lot do Brazylii, zagubienie w lesie czy przygoda z plecakiem wydarzyły się naprawdę. Pozostałych sekretów dzisiaj nie zdradzę, ale serdecznie zapraszam na spotkania ze mną. Może wtedy się odważę i opowiem więcej…

Na koniec proszę uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić naszym czytelniczkom, nad czym Pani obecnie pracuje. Kiedy możemy się spodziewać premiery kolejnej książki?

Kończę pracę nad redakcją drugiej części książeczki dla dzieci o przygodach kosmicznych przyjaciół – Wojtka z planety Uran i Antka z planety Ziemia, która wkrótce zostanie wydana w formie audiobooka. Antek poleciał właśnie do Wojtka w odwiedziny, więc muszę się bardzo postarać, żeby dobrze opisać jego podróż, spotkanie po latach i oczywiście całą planetę Uran. Na szczęście mam pomocnika. Pierwsza część tej fantastycznej książki powstała bowiem na podstawie opowieści mojego syna, który wymyślił Wojtka, gdy miał niecałe pięć lat. A teraz jako jedenastolatek dzielnie pomaga mi w wymyślaniu kolejnych przygód. Jeśli zaś chodzi o lektury dla dorosłych, właśnie zaczęłam pisać opowieść o paniach i nianiach. Pomysł wziął się stąd, że obserwując siebie, rodzinę, nieznajomych zauważyłam, że nasze role w życiu są niezwykle płynne i chimeryczne. Rano my wydajemy polecenia, a popołudniu – są nam one wydawane. Albo zlecamy obcym opiekę na nad naszymi bliskimi, by w tym samym czasie opiekować się innymi. Szefami, pracownikami, klientami, pacjentami, przyjaciółmi, zwierzętami… Pomyślałam więc, że ciekawie będzie pokazać te przenikające się relacje z perspektywy tych, co dają, i tych, co biorą. Uwielbiam odkrywać takie wielokierunkowe zależności pomiędzy ludźmi zarówno w książkach, które piszę, jak i w tych, które czytam. Fascynuje mnie to i intryguje, bo przecież na co dzień widzimy jedynie to, co ludzie chcą, żebyśmy zobaczyli albo żebyśmy o nich wiedzieli. Dzięki literaturze mamy więc niepowtarzalną okazję, aby znaleźć się w ich środku, poznać prawdziwe motywacje i najskrytsze myśli. Premiera nowej książki odbędzie się prawdopodobnie w pierwszej połowie przyszłego roku, a dzisiaj… dzisiaj należy do mnie! 😊

 

Poprzedni

Pierwsze słowo

Następny

Cudownie letni i soczysty box BeGlossy ,,Owocowe Odkrycia”

Zobacz również to: